2012-04-05
Rodzice uczniów mogą włączyć się w ratowanie finansów miasta. Są nawet gotowi dołożyć z własnej kieszeni. Najpierw jednak planują pozbyć się wiceprezydent Okońskiej-Walkowicz.
Rodzicom nie podobają się plany miasta dotyczące edukacji. Ich bunt staje się coraz większy.
Złożyli już w sądzie wniosek o założenie Stowarzyszenia w Obronie Oświaty Samorządowej (SwOOS). Są też aktywni w internecie, komunikują się za pomocą portali społecznościowych.
Na Facebooku grupa o nazwie Forum Rodziców Przyjaciół Przedszkoli Samorządowych (FRPPS) ma kilkuset zwolenników. - To już nie przelewki - komentuje radna PO Teodozja Maliszewska. - Rodzice stają się siłą, z którą prezydent będzie musiał się liczyć. To są osoby doskonale orientujące się w sytuacji.
Wczoraj przedstawiciele rodziców zostali zaproszeni na rozmowę z wiceprezydent Anną Okońską-Walkowicz. - Przez godzinę próbowała nas przekonać do swoich racji. To był monolog, a nie merytoryczna dyskusja - twierdzi Michał Sterecki, przewodniczący FRPPS.
Dlatego rodzice czekają na spotkanie z prezydentem. Tym bardziej, że po marcowej demonstracji przed magistratem Jacek Majchrowski obiecał im utworzeniu rady oświatowej, która miałaby doradzać w sprawach reformy oświaty. Problem w tym, że do dziś nie zaprosił ich do rozmów, bo... nie wiedział, jak ich znaleźć. - Pisma, które do mnie dotarły, były podpisane imieniem i nazwiskiem, ale nie było tam adresów czy numerów telefonu - tłumaczy prezydent.
Takie wyjaśnienia dziwią rodziców. - Niedawno dzwoniła do mnie kucharka z Nowej Huty, nie wiem, skąd miała mój numer telefonu, ale jakoś udało jej się go zdobyć - twierdzi Aleksandra Czosnowska ze SwOOS.
W pierwszej kolejności - jak mówią rodzice - chcą skłonić prezydenta do odwołania swojej zastępczyni. Domagają się również przywrócenia środków budżetowych na prowadzenie przedszkoli w dotychczasowej wysokości (w tym roku placówki dostały o ok. 10 proc. pieniędzy mniej niż rok temu). Okazuje się jednak, że matki i ojcowie mają nie tylko żądania, ale także własne propozycje na poprawę sytuacji finansowej miasta. Podczas jednej z komisji edukacji zgłosili postulat, by zmienić zasady uiszczania czesnego za przedszkola.
Od września rodzice dostają zwrot pieniędzy w przypadku nieobecności dziecka w przedszkolu, a nawet wówczas, gdy danego dnia odbiorą pociechę wcześniej. Nowy sposób naliczania opłat oznacza spore straty dla budżetu miasta. Wpływy są o ponad połowę mniejsze niż w ubiegłym roku, kiedy obowiązywała opłata stała w wysokości 166 zł. To również problem dla dyrektorów placówek, którzy każdego dnia muszą skrupulatnie zapisywać godzinę przyjścia i wyjścia dziecka, a następnie wyliczać z dokładnością do pięciu minut, jaki zwrot należy się rodzicom. - Przez to jest bałagan - mówi Michał Sterecki. - Dlatego uważamy, że powinniśmy płacić za tyle godzin, ile deklarujemy w umowie z przedszkolem.
Zdaniem rodziców zwrot opłaty powinien przysługiwać wyłącznie za posiłki w przypadku nieobecności dziecka. Dla wielu opiekunów oznacza to jednak podwyżkę.
Z podobnym postulatem wystąpiły już dyrektorki krakowskich przedszkoli. - Prawdopodobnie zmiany pójdą w tym kierunku - mówi Filip Szatanik z Urzędu Miasta. - To z pewnością poprawiłoby sytuację finansową i uprościło całą procedurę naliczania opłat.
Anna Kolet-Iciek