2011-06-02
W kasie Krakowa pustki, a na uregulowanie czeka mnóstwo rachunków. Ostrożnie licząc, zaległości mogą przekraczać 100 mln zł. Władze miasta milczą, choć urzędnicy potwierdzają, że nie mają czym płacić.
Zaległości dotyczą głównie instytucji miejskich, jak szkoły, oraz dotacji na sport i kulturę. Pojawiły się też informacje o zaległościach wobec firm takich jak MPK. Jego rzecznik Marek Gancarczyk, poproszony o potwierdzenie, odparł: - Nie możemy o tym rozmawiać. Prezes zalecił mi nie komentować tego tematu.
Także Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu, który pni wadzi najwięcej inwestycji w mieście (m.in. rondo Ofiar Katynia i torowiska na Ruczaj), nie chciał ujawnić, o jakie kwoty chodzi ani nawet czy problem jest poważny. Uzyskaliśmy jedynie nieoficjalne potwierdzenie, że są kłopoty z. płaceniem rachunków na czas. Z naszych informacji wynika też, że z powodu braku pieniędzy ZIKiT negocjuje przerzucenie finansowania wykończenia stadionu Wisły na klub w zamian za niższy czynsz najmu.
Jeden z wysokich urzędników w magistracie szacuje, że zaległości w płatnościach mogą sięgać w tym roku nawet 240 mln zł. Jednocześnie zastrzega, że jego zdaniem wszystkie; stare rachunki spłacimy w październiku. - Całego roku na minusie raczej nie zakończymy - zapewnia.
Wszystko to jednak nieoficjalne informacje, bo w biurze skarbnika miejskiego nie znaleziono wczoraj czasu dla "Gazety". Także biuro prasowe magistratu nie przygotowało odpowiedzi, a rzeczniczka prezydenta Krakowa nie przekazała żadnej reakcji Jacka Majchrowskiego. - Mogę zapewnić, że kredyty spłacamy na bieżąco. Były natomiast kłopoty z pieniędzmi w oświacie, ale sprawa szybko została uregulowana. Nie mam natomiast wiedzy o tym, czy mamy, a jeśli tak, to jakie zaległości w sferze inwestycji - informowała rzeczniczka Monika Chylaszek.
Na kłopoty finansowe miasta składa się wiele przyczyn. Najbardziej bezpośrednią jest niemożność zaciągania kredytów na bieżące wydatki. Kraków jest na granicy dopuszczalnego prawem zadłużenia, także wprowadzone w grudniu zeszłego roku przez ministra finansów obostrzenia bloku ją wspomaganie się kredytami. Trzeba więc czekać z płaceniem na wpłynięcie do miejskiej kasy pieniędzy z podatków i subwencji. To bardzo niekorzystne dla budżetu, bo za opóźnienia naliczane są karne odsetki.
- To jest sygnał, że trzeba poważnie zreformować miejskie finanse, o co zabiegamy od dłuższego czasu. Bo jeśli nawet uda się załatać dziurę w tym roku, to w przyszłym problem powróci - komentuje Bogusław Kośmider, przewodniczący rady miasta z PO. - Informacje o kłopotach z wypłacalnością miasta to katastrofalne podsumowanie ostatniej sesji poświęconej miejskim finansom, na której prezydent Majchrowski twierdził, że nie mamy żadnych kłopotów z pieniędzmi.
Tymczasem Bartłomiej Garda z prezydenckiego klubu radnych winą za kłopoty obarcza Platformę: - Te pieniądze i tak się pojawią. Gdyby nie brak możliwości kredytowania, nie byłoby problemu. Nie znam skali naszych obecnych zobowiązań, ale w ogóle mnie nie dziwi problem z finansowaniem MPK. Po to właśnie chcemy wprowadzić podwyżki cen biletów, ale PO się nie godzi. Jej radni wprowadzili za to do budżetu inwestycje warte 70 mln zł, na które na razie nie udało się znaleźć pokrycia.
Radny Mirosław Gilarski z PiS-u wini zarówno PO, jak i prezydenta: - Od pięciu lat powtarzam, że trzeba ograniczyć zadłużanie miasta. PO i Jacek Majchrowski ignorowali te ostrzeżenia. Dzisiejsze kłopoty to efekt tego, że w latach prosperity, zamiast spłacać długi, inwestowaliśmy. Jestem pewien, że PO przegłosuje razem z. prezydentem podwyżki w czasie wakacji, gdy mniej ludzi będzie się tym interesować.
Bartosz Piłat
KOMENTARZ
Bartosz Piłat
GAZETA WYBORCZA
W zeszłym roku w lecie informowaliśmy, że miasto miało problemy podobne do dzisiejszych. Nie było też w stanie zapłacić 60 mln zł za inwestycje z. 2010 r., więc przeniesiono regulacje tych rachunków na ten rok. Teraz problem pojawił się wcześniej i jest poważniejszy. Trudno więc nie zgodzić się z opinią, że należy zacząć poważnie mówić o reformie miejskich finansów, z. czym wiążą się - niestety - redukcje wydatków. Tymczasem ledwie dwa tygodnie temu prezydent Majchrowski zapewniał, że nie ma zamiaru wprowadzać oszczędności. Jak źle musi być z miejskimi finansami, by zdecydował się na reformy? Można mieć obawy, że nastąpi to za mniej niż rok. Tylko czy nie będzie za późno?