2012-01-11
- Karanie więzieniem za jazdę po pijanemu na rowerze jest bez sensu, żaden kraj w Europie nie ma tak surowego prawa - przekonują aktywiści rowerowi. Chcą zmiany w kodeksie karnym i mają wsparcie polityków.
Kilka tygodni temu Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości, obiecał, że zajmie się tematem. Uważa, że kary dla pijanych rowerzystów są za wysokie (maksymalnie rok więzienia, mówi o tym art. 178a, paragraf 2 kodeksu karnego). Jego wypowiedzi w wywiadach prasowych i telewizyjnych ośmieliły krakowskich aktywistów rowerowych. - Obecne prawo prowadzi do patologii: w więzieniach siedzą ludzie, którzy, jadąc po pijanemu na rowerze, nie stwarzali żadnego zagrożenia na drodze; skierowanie każdej tych spraw do sądu to dodatkowe koszty. Zresztą wcale niemałe, jeżeli wziąć pod uwagę kilka tysięcy wyroków rocznie za jazdę na rowerze pod wpływem alkoholu - przekonuje Adam Łaczek ze stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów.
Prokurator generalny Andrzej Seremet policzył rowerowe wyroki - 4,5 tysiąca rocznie. Proponuje taką zmianę przepisów, by karani byli tylko ci użytkownicy jednośladów, którzy na drodze stwarzali rzeczywiste zagrożenie. Krakowscy aktywiści, którzy od paru lat walczą o zmianę w przepisach, zyskali więc sojusznika. Mają też wsparcie posłów z parlamentarnej grupy rowerowej. Jej szef Łukasz Gibała, krakowski poseł PO, złożył właśnie w Ministerstwie Sprawiedliwości interpelację w sprawie zniesienia kary pozbawienia wolności za jazdę po pijanemu na rowerze.
- Takie zachowanie jest naganne, ale kary są zdecydowanie niewspółmierne do wykroczenia - mówi poseł Gibała. - Co innego, kiedy pijany kierowca prowadzi dwuipółtonowy samochód i naprawdę zagraża innym uczestnikom ruchu drogowego. W takim wypadku trzeba karać solidnie. Człowiek na rowerze to masa do 150 kilogramów. Jak mają się te wartości do siebie, jeżeli porównamy kary, którym będą podlegać obaj? Pierwszy dostanie dwa lata, drugi rok.
Gibała podpiera się statystyką: pijani kierowcy samochodów powodują rocznie 20 procent wypadków, pijani rowerzyści 7,5 procent.
- Liczba skazanych rowerzystów przewyższała w 2009 roku liczbę skazanych na więzienie nietrzeźwych kierowców samochodów. To absurd - dodaje poseł. - Obawiam się, że głównym celem polowania na pijanych rowerzystów jest poprawa statystyk policyjnych, ponieważ tego rodzaju sprawy bardzo łatwo wykryć, a sprawca prawie zawsze zostaje skazany.
Czy polskie prawo, jeżeli chodzi o pijanych rowerzystów, jest rzeczywiście najbardziej restrykcyjne w Europie? Dania, Szwecja i Islandia nie stosują wobec rowerzystów promilowego limitu (w Polsce do 0,2 promila). To policjant ocenia, czy rowerzysta porusza się niebezpiecznie dla siebie i innych. Jeżeli tak, dostaje mandat. Ten model opiera się jednak na dużym zaufaniu obywateli do policji i odwrotnie; nawet krakowscy aktywiści nie bardzo wierzą, że mógłby sprawdzić się w naszym kraju. W Rumunii, Holandii i na Łotwie nie ma kary więzienia dla nietrzeźwych rowerzystów. Poza Niemcami nigdzie w Europie o losach pijanych rowerzystów nie decydują sądy. Mandaty wypisują policjanci, ich wysokość określają rozporządzenia.
- Polskim wynalazkiem jest odbieranie pijanym rowerzystom prawa jazdy na samochód. Zresztą nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by polski sąd ukarał nietrzeźwego kierowcę zakazem jazdy na rowerze. Dlaczego? Bo jedno i drugie nie ma związku; czemu więc sąd widzi związek w drugą stronę? - zastanawia się Łaczek.
W ciągu 11 miesięcy ubiegłego roku małopolska policja zatrzymała 6938 pijanych kierowców samochodów i 3558 rowerzystów.
Renata Radłowska