2011-11-18
Dziewiętnaścioro kandydatów na ministrów konstytucyjnych w nowym rządzie.
Premier Donald Tusk przywiązanie do dotychczasowych ministrów i posłów tłumaczył tym, że Polacy w wyborach opowiedzieli się za kontynuacji!, a tylko w niektórych miejscach chcieli przyśpieszenia
O tym, że premier wybrał kontynuację, dowodzić może również fakt, że Paweł Graś pozostanie jego rzecznikiem, a szefem gabinetu Łukasz Broniewski, który od prawie 1,5 roku zajmował to stanowisko. Nie zmienił też nadzorcy nad służbami specjalnymi. Jest nim ponownie Jacek Cichocki, który dodatkowo został obciążony posad;) ministra spraw wewnętrznych. A przypomnijmy, że podział MSWiA nastąpił podobno dlatego, że szef lego resortu miał za dużo "na głowie".
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz będzie pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu, ale nie wiadomo, czy swój urząd pełniła będzie w Kancelarii Premiera czy w resorcie pracy. Podobny dylemat jest ze stanowiskiem pełnomocnika ds. wykluczonych. Albo będzie w kancelarii szefa rządu, albo w resorcie pracy lub w ogóle nie powstanie. Na pewno natomiast zlikwidowane zostanie stanowisko zajmowane przez Julię Piterę - pełnomocnika rządu do spraw przeciwdziałania korupcji. Obowiązki Pitery przejąć ma CBA.
Koalicja PO z PSL oparta będzie na słowie. Szef rządu zaznaczył jednak, że duch umowy sprzed 4 lat będzie obowiązywał. Jego istotą jest to, że obaj przywódcy - Tusk i Pawlak - nie oszukują się, nie zaskakują. Taka współpraca między nimi - zdaniem premiera była w minionej 'kadencji.
Premier tłumaczył się z nieobecności w rządzie kilku osób. Grzegorza Schetynę nazwał "wielką rezerwą strategiczną PO". Schetyna zadowolić się będzie musiał kierowaniem Komisją Spraw Zagranicznych.
Wyjaśniał również, dlaczego na fotelu ministra sprawiedliwości Jarosław Gowin zastąpił Krzysztofa Kwiat kowskiego, którego większość środowiska prawniczego chwaliła Kwiatkowski jest jednym z 2 -3 przyszłych liderów Platformy - przekonywał Tusk. Tym samym dał do zrozumienia, że łódzki polityk może go w przyszłości zastąpić. Część analityków uważa jednak, że Tusk obawia się Kwiatkowskiego, który uzyskał świetny wynik w wyborach w Łodzi i jest znany jako bliski sojusznik Schetyny. Opinię sprzymierzeńca Schetyny ma też Gowin, ale sojusz między tymi politykami ma charakter przede wszystkim taktyczny, czyli wynika z kalkulacji politycznej.
Wybór Gowina na ministra sprawiedliwości tłumaczył premier "gigantycznym zapałem, w pozytywnym znaczeniu szajbą na polu deregulacyjnym". To zaś, że małopolski polityk nie jest prawnikiem, uznał Tusk za plus, a nie minus, bo nie będzie skrępowany przynależnością
do korporacji prawniczej. Zaprzeczył przy tym, że mianowanie Gowina lidera konserwatywnego skrzydła w PO, miało charakter polityczny. Nie wierzą temu jednak znawcy polskiej sceny politycznej. Przekonują, że Tuskowi chodzi o zbudowanie jednolitej szerokiej formacji, w której byłyby wszystkie frakcje w PO od prawicy po lewicę i dlatego do swojego gabinetu przyciągnął i Gowina i Bartosza Arłukowicza
Premier nazwał swoich ministrów i siebie mianem "zderzaków", którzy mogą w każdej chwili odejść, gdy się nie sprawdzą. To zagranie retoryczne, które ma działać na wyobraźnię Polaków, pokazując, że premier i jego ministrowie "stąpają po polu minowym" - tak komentują to stwierdzenie szefa rządu znawcy od marketingu politycznego.
WŁODZIMIERZ KNAP