2012-03-22
Gminie grozi utrata unijnej dotacji na budowę spalarni śmieci. W efekcie trzeba będzie dołożyć do tej inwestycji ponad 500 mln zł! Będziemy także płacić wielomilionowe kary.
Jak już pisaliśmy, Wojewódzki Sąd Administracyjny unieważnił decyzję lokalizacyjną (to wuzetka, ale dla inwestycji publicznych) dla spalarni. Skargę do sądu złożyło Stowarzyszenie Zielona Mogiła, które protestuje przeciwko tej budowie.
Oprócz tego budowę spalarni może opóźnić inna sprawa w sądzie administracyjnym, która dotyczy decyzji środowiskowej (dbającej o zgodność z przepisami ochrony środowiska). Odnalazł się jeden z właścicieli drogi prowadzącej do terenu spalarni i domaga się uznania go za stronę postępowania. To może opóźnić wydanie decyzji środowiskowej dla spalarni, a bez tego dokumentu tej inwestycji nie będzie.
Te komplikacje doprowadziły do sytuacji, w której coraz bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że gmina straci unijne pieniądze. Stanie się to wtedy, kiedy okaże się, że inwestycja nie jest gotowa w 2015 roku. - Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby w 2016 nie było spalarni, bo brak tego zakładu spowoduje katastrofę ekologiczną i katastrofę finansową dla Krakowa. Miasto będzie musiało płacić wysokie kary za niedostosowanie się do przepisów unijnych dotyczących odpadów - mówi Grzegorz Ostrzołek, prezes Krakowskiego Holdingu Komunalnego, który odpowiada za budowę spalarni.
Spalarnia śmieci to zdaniem miejskich radnych najważniejsza inwestycja w mieście. - Obejdziemy się bez Centrum Kongresowego i bez hali widowiskowej w Czyżynach. Bez spalarni śmieci grozi nam jednak katastrofa. Będzie jak w Neapolu, gdzie odpady walały się po ulicach, bo nie było ich gdzie wywozić - twierdzi Grzegorz Stawowy, radny PO.
Jeśli gmina straci pieniądze unijne, będzie musiała wziąć kredyt. Koszt budowy spalarni to 727 mln zł. - Różnice w tych kwotach to koszty kredytu. Musielibyśmy dodatkowo zapłacić aż 535 mln zł, o tyle droższa będzie inwestycja - mówi prezes Grzegorz Ostrzołek.
Dodatkową komplikacją jest fakt, że banki nie są chętne do tego, aby w niepewnych czasach kryzysu udzielać długoterminowych kredytów, nawet tak wiarygodnym partnerom jak samorządy.
Gmina nie ma jednak wyjścia: musi wybudować spalarnię, ponieważ wysypisko w Baryczy będzie mogło przyjmować śmieci tylko do 2017 roku. Wtedy jego pojemność się wypełni i nie będzie gdzie wywozić odpadów. Nie ma innego miejsca w Krakowie, gdzie można by ulokować wysypisko.
Oprócz tego od 2013 trzeba znacząco ograniczyć liczbę odpadów wywożonych na Barycz. Będzie tam mogło trafiać tylko 50 proc. śmieci wyrzucanych przez mieszkańców Krakowa. W 2020 roku ograniczenia będą jeszcze większe: na wysypisko będzie mogło trafiać tylko 35 proc. śmieci. Takie przepisy narzuciła nam Unia Europejska.
W tej sytuacji władze miasta zdają sobie sprawę, że muszą zrobić wszystko, aby wybudować spalarnię. Efektem protestu mieszkańców może być tylko to, że ta inwestycje będzie opóźniona, a za konsekwencje z tego wynikające zapłacą wszyscy mieszkańcy Krakowa.
Protestujący nie czują się odpowiedzialni za to zamieszanie. Twierdzą, że sami są ofiarami polityki miasta. - My tylko bronimy się przed wielką krzywdą i wielokrotnym łamaniem prawa - mówi Marek Ziemianin ze Stowarzyszenia Zielona Mogiła.
Zapowiedział, że stowarzyszenie będzie "walczyło do końca o czyste powietrze" i w obronie Mogiły jest gotowe pójść nawet do Strasburga. "Dość już mamy zatruwających środowisko zakładów jako swoich sąsiadów", twierdzi. Stowarzyszenie Zielona Mogiła uważa, że powinna zostać wybrana inna lokalizacja dla spalarni.
Zaskarżyło budowę spalarni do prokuratury. Według Zielonej Mogiły, w dokumentacji znalazły się nieprawdziwe informacje o tym, że teren pod spalarnię nie jest cenny przyrodniczo, nie ma dużych protestów społecznych i nie jest to teren zalewowy.
Protestujących rozumie radny Włodzimierz Pietrus z PiS. - To nieuczciwe w stosunku do mieszkańców Nowej Huty. Zostali oszukani, bo miasto ustaliło rekompensaty dla dzielnicy ale nie ma ich dla mieszkańców, którzy najbardziej odczują oddziaływanie spalarni. To oni będą musieli się stamtąd wyprowadzić - mówi Włodzimierz Pietrus.
Jego zdaniem miasto powinno im wypłacić pieniężne rekompensaty za spadek wartości działek.
Zdaniem Sławomira Ptaszkiewicza z PO, teraz już nie ma czasu na to, aby zastanawiać się, która lokalizacja dla spalarni jest najlepsza, albo dyskutować o wyższości jednej technologii nad drugą. - Sam kiedyś byłem przeciwnikiem lokalizacji spalarni przy ul. Giedroycia, uważałem, że powinna powstać na terenie kombinatu. Teraz jednak jestem zdania, że wygra ten, kto będzie pierwszy, a przygotowania do budowy naszej spalarni są najbardziej zaawansowane - mówi Sławomir Ptaszkiewicz. Jego zdaniem jedyne, co powinni zrobić teraz radni, to wspierać budowę spalarni i zrobić wszystko, aby miasto jednak nie straciło unijnych pieniędzy.
W Krakowie produkuje się 321 tys. ton śmieci rocznie. W roku 2020 ta liczba ma wzrosnąć do 340 tys. ton. Obecnie tylko 14 proc. śmieci jest segregowanych.
Debata o tym, gdzie powinna powstać spalarnia śmieci toczy się od kilkunastu lat. W końcu na miejsce jej powstania wyznaczony został teren przy ul. Giedroycia w Nowej Hucie. Budowa spalarni ma zostać prawie w 60 procentach sfinansowana z pieniędzy unijnych. Resztę KHK pokryje ze środków własnych i z pożyczki z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Wydajność spalarni ma wynieść 220 tys. ton rocznie. Przy okazji spalania odpadów wytwarzania będzie energia elektryczna i ciepło dla miejskiej sieci ciepłowniczej. Ilość wyprodukowanej energii cieplnej to ok. 10 proc. zużycia w mieście. Budowa spalarni miała zacząć się w przyszłym roku.
Czy tak się jednak stanie, zależy teraz przede wszystkim od tego, jak potoczy się sprawa ze spadkobiercą drogi i czy stowarzyszenie zaskarży nową decyzję lokalizacyjną.
Agnieszka Maj