Prasa - szczegóły

2012-01-03

Radni i urzędnicy pokłócili się o sposób sprowadzania do Krakowa repatriantów ze Wschodu. Dziś funkcjonują dwie uchwały rady miasta o ich przyjmowaniu. Jedna mówi o imiennym zapraszaniu naszych rodaków bezpośrednio przez Kraków na wniosek chętnych, a druga - o zaproszeniach bezimiennych, czyli przyjmowaniu osób, które są w ogólnopolskim rejestrze rodzin pragnących powrócić do ojczyzny. Problem w tym, że w pierwszym przypadku to gmina musi repatriantom zapewnić mieszkanie, a w drugim może ubiegać się o rządowe pieniądze na zakup lokum.

Urzędnicy chcieli zlikwidować zaproszenia imienne, aby nie narażać gminy na koszty. Radni się na to nie zgodzili i nie uchylili odpowiedniej uchwały.

- Przecież tu idzie o naszych rodaków. Urząd chce zrzucić odpowiedzialność na władze centralne. Tam kolejka jest duża i program repatriacji może zahamować - mówi radny PO Stanisław Zięba.

Pytanie, czy Kraków będący w finansowym kryzysie może sobie pozwolić na taką hojność w czasach, gdy około 2 tys. krakowian czeka na przydział gminnego mieszkania. W latach 2003-2011 Kraków zapewnił dach nad głową 33 rodzinom repatriantów. Na inną pomoc dla nich wydaliśmy ponad 900 tys. zł. Wszyscy zostali zaproszeni imiennie.

Przy zapraszaniu bezimiennym dla każde j rodziny moglibyśmy pozyskać od rządu ok. 198 tys. zł na mieszkanie. - Z punktu widzenia gminy korzystniejsze jest zapraszanie repatriantów w tym trybie - odpowiada Jan Żądło, dyrektor Wydziału Spraw Społecznych. Radni uważają jednak, że wtedy żaden repatriant nie zjawi się w Krakowie, bo w ten sposób prezydent nikogo jeszcze nie zaprosił.

Piotr Rąpalski