Prasa - szczegóły

2011-11-30

MPK nie może się doprosić od gminy zaległych 57 mln złotych za przejazdy. Gdy zabraknie na paliwo i pensje, dojdzie do strajku.

Niewykluczone, że na początku przyszłego roku rozpocznie się strajk generalny w MPK. Na trasy nie wyjechałyby setki tramwajów i autobusów. Wszystko dlatego, że miasto jest winne MPK blisko 60 mln zł za wykonane przejazdy. Jeżeli przewoźnik nadal nie będzie otrzymywał na czas pieniędzy, może zabraknąć mu na pensje dla kierowców.

Związkowcy z NSZZ "Solidarność" MPK przyznają zaś wprost, że jeżeli zabraknie pieniędzy na ich wypłaty, to tramwaje i autobusy w Krakowie mogą stanąć nawet na kilka dni. - Strajk to oczywiście ostateczność, na razie jeszcze pensje dostajemy w terminie, ale nie wiadomo, co będzie dalej - uważa Piotr Buda z "Solidarności".

Miasto jest winne MPK grube miliony od roku. W lutym dług wynosił 20 mln zł, a w czerwcu 60 mln zł. Po wakacjach spadł do 30 mln, ale potem, mimo że urzędnicy nakazali ściąć ok. 5 proc. kursów, znów poszedł w górę. - Na koniec listopada wynosi ok. 57 mln zł - przyznaje Marek Gancarczyk, rzecznik MPK.

Tymczasem urzędnicy miejscy zarzekają się, że ich dług wynosi "tylko" 27 mln zł. Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Krakowa, twierdzi, że w swoich wyliczeniach przewoźnik ujął opłaty należne MPK za grudzień. - A na ich uiszczenie mamy jeszcze czas - mówi. MPK nie zgadza się jednak z taką interpretacją.

Radni są oburzeni, że miasto nie wywiązuje się na czas z płatności.

- Na początku roku uchwaliliśmy budżet na komunikację, dokładnie taki, jak chciał prezydent Jacek Majchrowski - 363 mln zł. Najwyraźniej pomylił się w obliczeniach - sugeruje Grzegorz Stawowy, szef klubu Platformy Obywatelskiej w Radzie Miasta. - To prezydent jest właścicielem MPK i zarządcą gminy. Odpowiedzialność za brak pieniędzy spada na niego - dodaje.

A. Maciejowski, P. Rąpalski