2012-02-09
ROZMOWA z MAŁGORZATĄ JANTOS, radną Platformy Obywatelskiej
- Zlikwidowane zostaną cztery placówki: trzy szkoły i przedszkole. To dużo czy mało?
- Tak naprawdę, to doszło do likwidacji większej liczby placówek.
- Ale część z nich to były tylko formalne zmiany, np. jedna szkoła będzie prowadzona przez fundację.
- Szczerze mówiąc, nie my dokonaliśmy likwidacji. Zzrobili to za nas rodzice. W tych szkołach, które zostaną zamknięte, o ok. 40 proc. zmniejszyła się liczba uczniów. My tylko usankcjonowaliśmy to, co stało się już wcześniej.
- Nie doszło jednak do likwidacji liceów, o których powszechna opinia jest taka, że są słabe.
- To mnie właśnie martwi. Radni zapominają o tym, że zarządzanie miastem jest bardzo trudne, niekiedy przykre. Trzeba podejmować czasami niepopularne decyzje, zapomnieć o interesach swojej grupy zawodowej, o swoich znajomych. To jest trudne, ale możliwe do wykonania. Te szkoły, które nadawały się do likwidacji przetrwały, miasto nadal będzie płacić na ich utrzymanie i to kosztem innych, lepszych placówek. Prawdopodobnie w przyszłym roku ten sam problem znów się pojawi i będziemy dyskutować o likwidacji tych samych szkół, które są za słabe, aby sobie poradzić. To problem nie tylko Krakowa, ale wszystkich miast w Polsce. Przyczyną jest nie tylko niż demograficzny, ale także wieloletnie zaniedbania w tej dziedzinie
- Jakie argumenty zdecydowały o tym, że część tych szkół nie została zlikwidowana?
- Myślę, że radni brali pod uwagę emocje protestujących rodziców i nauczycieli. Nie mają jednak doświadczenia w podejmowaniu trudnych decyzji. I wykazali krótkodystansowe myślenie, uznali, że nie chcą likwidować tej szkoły, ponieważ są tam znajomi.
- Najbardziej protestowały radne, które są nauczycielkami.
- One były hamulcowymi wszelkich zmian i dla mnie to jest jednak trudne do wytłumaczenia, Zarządzanie miastem polega na wznoszeniu się ponad partykularne interesy, kierowaniu się tym, co jest najważniejsze dla większości mieszkańców, a nie tylko dla wąskiej grupki z nich. Trzeba być odpornym na lobbowanie własnej grupy zawodowej, własnego środowiska. Bycie radnym oznacza konieczność podejmowania decyzji, które może są kontrowersyjne, ale według nas będą korzystne w przyszłości. To są decyzje, za które można być nielubianym, nawet w grupie swoich kolegów w klubie.
Rozmawiała AGNIESZKA MAJ