Prasa - szczegóły

2011-10-03

Co kandydaci z Krakowa mają do powiedzenia na temat działania samorządów? Zapytaliśmy liderów list. Wszyscy podkreślają konieczność zwiększenia udziału społeczeństwa w rządzeniu gminami, niemal nikt nie chce, by decyzje w najważniejszych sprawach zapadały w referendum.

W czasie kampanii wyborczych partie prześcigają się w obiecywaniu złotych gór, przemian społecznych, rzadziej reform. Lokalnie kandydaci starają się przekonywać, że potrafią załatwić odpowiednie inwestycje dla swego regionu. Zadaniem po słów jest jednak - o czym się raczej zapomina - tworzenie dobrego prawa. "Gazeta" postanowiła sprawdzić, co kandydaci na parlamentarzystów - liderzy list i doświadczeni samorządowcy - mają do powiedzenia na tematy dotyczące spraw lokalnych, a szczególnie o trzy pomysły ustaw, które wyszły spod ręki Kongresu Ruchów Miejskich - ciała jednoczącego aktywistów z polskich miast.

Kongres zaproponował:

•• ustawę o rewitalizacji zaniedbanych dzielnic, stworzenie rządowego funduszu na ten cel i ochronę ich mieszkańców przed bogatymi inwestorami

•• ustawę, która pozwoli zapanować nad chaotyczną zabudową na podstawie "wuzetek" oraz da narzędzia do walki z bałaganem szyldów

•• zwiększenie udziału mieszkańców w rządzeniu gminą przez ułatwienie im składania projektów uchwal czy zwoływania referendów. Kongres sugeruje, by zezwolić mieszkańcom na bezpośrednie decydowanie o tym, na co wydać pieniądze z budżetu gminy - a więc utworzenie tzw. budżetu partycypacyjnego.

Wszyscy nasi rozmówcy zgodzili się co do celów, jakie chce osiągnąć KRM - kilku kandydatów ma jednak odrębne pomysły, jak je osiągnąć. Dziś prezentujemy poglądy kandydatów na temat udziału społeczności w rządzeniu.

Bolesław Kosior (PiS), starający się o mandat posła, jest samorządowcem od 20 lat. Jego zdaniem wystarczy wrócić do pomysłów z początków wolnej Polski. Rady dzielnic miały wtedy np. zadanie prowadzenia konsultacji społecznych, a w komisjach dzielnicowych obok radnych zasiadali mieszkańcy. - Dawało to szanse zaproszenia do komisji specjalistów z wielu branż. Wszystko popsuło zróżnicowanie diet radnych - ocenia Kosior. Budżetem miasta powinni jednak według niego w pełni władać radni i prezydent.

W amerykańskim stylu widzi popularyzację udziału w rządzeniu Zbysław Owczarski z PJN. Jest gotów wprowadzić bezpośrednie wybory starostów i marszałków województw, by zwiększyć atrakcyjność wyborów.

Janusz Sepiol, senator PO ubiegający się o reelekcję: - Kluczową sprawą są finanse dzielnic. Trzeba je wzmocnić wzorem utworzonych funduszy sołeckich. Nie jest zwolennikiem oddawania mieszkańcom inicjatywy uchwałodawczej - woli, by pod tym względem wzmocnić rady dzielnicowe. Zastrzega jednak, że ważkie sprawy powinny być dyskutowane w drodze wysłuchania publicznego, gdy mieszkańcy mogą składać bezpośrednie wnioski. - Jestem też głęboko przekonany, że zwiększy się udział mieszkańców w samorządzie terytorialnym, gdy zadziała wprowadzona przez Senat nowa ordynacja wyborcza dla rad gmin. Przewiduje ona okręgi jednomandatowe. Będzie to szansa dla społeczników, osób z lokalnym autorytetem, a także wyzwanie dla partii, które będą musiały pozyskiwać autentycznych lokalnych liderów zdolnych wygrywać - ocenia senator.

Profesor Jan Hartman, startujący z list SLD do Sejmu, nie ma wątpliwości, że sporów na linii samorząd - mieszkańcy nie można rozstrzygać w referendum. Podobną opinię prezentuje poseł Ireneusz Raś. Jego zdaniem referenda 11 logą doprowadzić do paraliżu decyzyjnego. - Trzeba wzmocnić rolę rad dzielnic. To one powinny konsultować sprawy frapujące mieszkańców, a ci pamiętać, że mogą kontrolować radnych, nawet gdy ci tego nie ułatwiają - komentuje poseł. Raś, podobnie jak Sepioł, przypomina, że wiele zmienią wprowadzone jednomandatowe okręgi wyborcze do rady miasta.

Posłanka Barbara Bubula z. PiS, ponownie starająca się o poselski mandat, krytykuje obecny stan udziału obywateli w rządzeniu, określa go mianem fasadowego. - Myślę, że ta fasadowość prowadzi do niskiej frekwencji w wyborach uważa Bubula. Jest zwolenniczką zmian ustawowych w sprawie zgłaszania projektów uchwal przez mieszkańców, bo obecne zapisy pozwalają na podważanie takich projektów przez gminy. Utworzenie budżetu partycypacyjnego uznaje za dobrą metodę zainteresowania mieszkańców wydatkami publicznymi.

Rewolucyjnie do tego tematu podchodzi Tomasz Kalita, lider listy SLD do Sejmu. Proponuje zmniejszenie progu pozwalającego zainicjować referendum lokalne z. 10 proc. do 5. Chce również zmniejszenia o połowę 30-proc. progu przesądzającego o ważności referendum. - To zwiększy skłonność władz do reagowania na potrzeby mieszkańców - przekonuje Kalita. Chciałby też wprowadzenia katalogu spraw, które automatycznie muszą być poddane głosowaniu w referendum. Sondaże wśród mieszkańców powinny według niego wpływać nawet na 10 proc. wydatków gminy.

Ten zapał Bubuli i Kality studzi kandydat z listy Obywatele do Senatu Włodzimierz Roszczynialski. - Problem udziału mieszkańców w samorządzie to nie kwestia przepisów. System konsultacji społecznych oparty jest dziś na kilkudziesięciu regulacjach prawnych. A jednak mieszkańcy dość rzadko sięgają po te narzędzia - wskazuje Roszczynialski. Nie jest więc przekonany do budżetu partycypacyjnego i sugeruje, że społeczeństwo obywatelskie powinno być teraz raczej zainteresowane ograniczeniem dostępności informacji, które wprowadziła niedawno ustawa Sejmu.

Rewitalizacja - wtorek, planowanie - środa

•• Komentarze i poglądy kandydatów proponujących konkretne rozwiązania dotyczące kwestii rewitalizacji dzielnic oraz zmian w prawie o zagospodarowaniu przestrzennym opublikujemy we wtorek i środę.

Bartosz Piłat