Prasa - szczegóły

2011-09-14

- Premier zdefiniował PO jako nowe centrum. A ja pozostaję twardym rynkowym liberałem - mówi poseł PO Jarosław Gowin.

Rozmowa z wiceszefem klubu PO Jarosławem Gowinem

Renata Grochal: Napisał pan na Facebooku, że o nowym programie PO podyskutujecie po wyborach. Nie podoba się panu?

- Podpisuję się pod każdym postulatem wziętym z osobna. Natomiast w całości to program socjalliberalny, a ja pozostaję twardym rynkowym liberałem. Nowy program, który w istotny sposób zmienia akcenty, powinien być przedyskutowany po wyborach. Jest wielu polityków w PO, którzy chcieliby większego akcentu wolnorynkowego.

Przykład?

- Reforma systemu ubezpieczeń społecznych. Zgadzam się z postulatem, że trzeba zreformować emerytury mundurowe. Ale trzeba też uszczelnić KRUS - usuwając z niego pasożytujących na nim nierolników oraz przenosząc do ZUS zamożnych przedsiębiorców rolnych; zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn; podnieść w ogóle wiek emerytalny.

Czyli na konwencji głosowaliście za programem, którego nie znaliście?

- Miałem wgląd w prace dotyczące gospodarki czy deregulacji, przedstawiałem swoje pomysły. Ten dokument jest podsumowaniem i kontynuacją tego, co robił rząd. W tym sensie to nie jest zaskoczenie. Jeśli chodzi o szczegółowe rozwiązania, debata będzie potrzebna na bieżąco przez całe cztery lata.

Ale jest pan zaskoczony zwrotem w stronę socjalliberalną.

- Przechodzenie PO z pozycji liberalnych na socjalliberalne trwało od dłuższego czasu. On znalazł wymiar personalny w akcesie Bartosza Arłukowicza czy polityków SdPl. Rząd mocniej też akcentował elementy socjalne, niż głosiła to PO przed dojściem do władzy.

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz w reakcji na pański wpis na Facebooku odsyła pana do Keynesa, mówiąc, że w czasie kryzysu państwa muszą wyrównywać różnice społeczne, żeby nie dochodziło do rozruchów, jak w Hiszpanii.

- Nie zgadzam się. W kryzysie trzeba równoważyć budżet, zmniejszać zatrudnienie w sektorze publicznym, likwidować bezpodstawne przywileje rozmaitych grup społecznych.

Jestem zwolennikiem wyrównywania różnic społecznych, tylko inaczej widzę drogę do tego. Najlepiej poziom życia wyrównuje wolny rynek. Im wyższy rozwój gospodarczy, tym lepiej dla uboższych. Nie dziwię się, że w programie nie ma podatku liniowego, bo ponad 90 proc. Polaków i tak płaci 18 proc. Ale docelowo trzeba go wprowadzić, bo jest prosty, sprawiedliwy i efektywny gospodarczo.

Jako rektor pracuję wśród młodzieży, która odwraca się od PO. Tym, co możemy im zaoferować, jest więcej szans, a to oznacza więcej wolnego rynku. W Polsce jest ponad 170 zawodów regulowanych, do których dostęp jest ograniczony. A w Danii siedem...

Ale jeśli chodzi umowy śmieciowe, proponujecie rozwiązania antyliberalne. Wprowadzenie do kodeksu pracy odnawialnych umów sezonowych i zasady, że drugi staż u tego samego pracodawcy musi być płatny, może zniechęcić pracodawców do zatrudniania młodych.

- Nie wykluczam, że pani ma rację. Umowy śmieciowe to zjawisko cywilizacyjne wynikające z szalonej konkurencji wywołanej globalizacją oraz z innowacyjności gospodarki. Na to w Polsce nakładają się wysokie koszty pracy i sztywny jej rynek. Jeśli uelastycznimy prawo pracy, a w przyszłości obniżymy koszty pracy, przedsiębiorcy chętniej będą zatrudniać na etat.

Czy to światowy kryzys zmienił myślenie w PO o większej interwencji państwa w niektórych dziedzinach?

- Debatujemy o tym. Uważam tak jak Leszek Balcerowicz, że kryzys był skutkiem przeregulowania gospodarki i nadmiernego interwencjonizmu państwowego. Czy receptą jest rozszerzanie państwa opiekuńczego? Nie. Ono zbankrutowało definitywnie.

Jest pan liberalnym dogmatykiem. A premier Tusk staje się zwolennikiem trzeciej drogi, jak Tony Blair...

- Premier zdefiniował PO jako nowe centrum. Faktycznie, idzie podobną drogą jak Blair. To niezły przykład, ale dla mnie niedościgłym wzorem pozostaje Margaret Thatcher. A ja nie jestem żadnym dogmatykiem, tylko zwolennikiem zdrowego rozsądku.

A może to celowy przedwyborczy zabieg: pan mówi do konserwatywno-liberalnego elektoratu, a Tusk do liberalno-lewicowego?

- To zbyt pochlebna dla mnie interpretacja. Ale faktycznie, gdy rozdaję na ulicach Krakowa ulotki, częściej niż kiedyś słyszę: zagłosuję na PO tylko dlatego, że popieram pana. Z tym że kiedyś tak mówiły na ogół osoby starsze, podzielające np. moje poglądy bioetyczne, a teraz coraz częściej są to młodzi gospodarczy liberałowie.

Dlaczego w programie PO nie ma słowa o in vitro?

- I słusznie. W sprawach światopoglądowych powinna obowiązywać zasada wolności sumienia. Tym bardziej gdy jesteśmy szeroką partią, z silnym lewym i prawym skrzydłem.

To co będzie z ustawą o in vitro?

- Jeżeli dojdzie do głosowania, klub PO poprze różne projekty.

Jeden z ludzi premiera mówi: ''Tusk chce być takim facetem z sąsiedztwa, który towarzyszy zmianom kulturowym Polaków''. A skoro Polacy są coraz bardziej liberalni światopoglądowo, PO też się przesuwa w tym kierunku.

- Nie mam wrażenia, żeby polskie społeczeństwo przesuwało się w kierunku liberalno-lewicowym. Weźmy badania o przerywaniu ciąży - jest coraz mniej zwolenników.

Ale większość popiera in vitro, związki partnerskie. To zresztą europejska tendencja.

- W Polsce zmiany kulturowe przebiegają często w poprzek tych tendencji. Nie przyjął się np. proces sekularyzacji, kościoły w Polsce nie opustoszeją. Rolą polityka nie jest radykalizacja sporów światopoglądowych, tylko zdolność do kooperacji w sprawach, które kształtują codzienne życie milionów Polaków, jak emerytury czy ceny energii. Poza tym uważam, że politycy powinni przewodzić społeczeństwu, a nie podejmować decyzje pod dyktando sondaży.

Rozmawiała Renata Grochal