Prasa - szczegóły

2011-10-26

W efekcie podwyżek opłat za przedszkola do miejskiej kasy wpłynęło we wrześniu... ponad 500 tys. zł mniej. Rodzice, którzy płacą teraz za każdą minutę pobytu dziecka w przedszkolu, zabierają je stamtąd jak najwcześniej. Bywa, że kosztem własnej pracy.

Bożena Mąsior, dyrektorka Przedszkola nr 90 w Krakowie: - I to jest absurd, bo przedszkole powinno pomagać rodzicom realizować się zawodowo, a nowy sposób naliczania opłat powoduje, że staje im na przeszkodzie.

W innych przedszkolach słyszymy: - Uaktywniły się babcie, dzieci zabierają również ciotki, wujkowie, pełnoletnie rodzeństwo, bywa, że inni rodzice, jeśli mają takie upoważnienie. Często zdarza się, że matka lub ojciec urywają się wcześniej z pracy.

Tomasz, tato Jasia i Antka: - W przedszkolu moich dzieci wprowadzono karty czipowe. Matki i ojcowie pędzą z nimi do czytnika, zanim jeszcze przywitają się z czekającymi na nich dziećmi. O mało nóg nie połamią.

Karta zawiera informacje, o której dziecko pojawiło się w przedszkolu i o której rodzic je stamtąd zabiera.

Wszystko dlatego, że od września obowiązuje nowy sposób naliczania opłat za przedszkola. Został wprowadzony we wszystkich gminach gdy w ubiegłym roku sąd administracyjny we Wrocławiu orzekł, że opłaty muszą być uzależnione od faktycznego czasu przebywania dziecka w przedszkolu. Wcześniej rodzice uiszczali stalą opłatę niezależnie od tego, czy dziecko było tam sześć, czy dziesięć godzin.

Teraz w Krakowie płacą 2,5 zł za godzinę.

Ale cały wrzesień i połowę października godzina w przedszkolu kosztowała 3,5 zł. Rodzic, którego dziecko przebywało tam dziesięć godzin i jadło obiady, musiał zapłacić ponad 500 zł miesięcznie! To niewiele mniej niż w prywatnych placówkach.

Zaczęły się protesty i radni obniżyli cenę przedszkolnej godziny o złotówkę.

O ile pierwsze siedem godzin pobytu dziecka jest tańsze niż w ubiegłym roku (przedszkole kosztowało wtedy 163,32 zł miesięcznie), o tyle każda kolejna godzina powoduje, że opłata za miesiąc jest droższa.

Efekt? Rodzice, którzy w ubiegłym roku przychodzili po dzieci tuż przed zamknięciem przedszkola, teraz pojawiają się w nim znacznie wcześniej.

Pani Elżbieta ma syna w Przedszkolu nr 110. Opowiada: W zeszłym roku gdy przychodziłam po syna o 16 w sali były tłumy. Teraz o tej samej porze jest jeszcze troje, góra pięcioro dzieci.

W tym przedszkolu nauczycielki proszą też rodziców, by "ćwiczyli z dzieckiem rękę, bo skoro tak wcześnie wychodzi, to one już nie zdążą".

Bożena Mąsior nie kryje: - W tym roku w większości przedszkoli dzieci odbierane są znacznie wcześniej. A przedszkole to nie tylko funkcja opiekuńcza, lecz także dydaktyczna. Przez to, że dzieci wychodzą tak wcześnie, zaczyna na nią brakować czasu.

Radny PO Dominik Jaśkowiec już we wrześniu po protestach rodziców grzmiał na sesji, że podwyżka stawki do 3,5 zł za godzinę (wcześniej był wśród głosujących za nią) spowoduje zmniejszenie przychodów dla miasta. - Rodzice do odbierania maluchów z przedszkola dają upoważnienia znajomym. Ci z kolei zabierają naraz po kilkoro dzieci do jednego mieszkania. Te maluchy nie zawsze przebywają tam pod fachową opieką. Urodziła się nam przedszkolna szara strefa. Zniknie, jeśli przedszkola stanieją, bo czas przebywania w nich maluchów będzie się wydłużać, a tym samym wzrosną przychody do budżetu miasta - zaznaczał.

Tyle że pomiędzy godzinami odbioru dzieci we wrześniu (gdy godzina kosztowała 3,5 zł) i w październiku (gdy staniała o złotówkę) dyrektorki przedszkoli nie widzą różnicy. Bo dla tych, którzy przyprowadzają tam dzieci na dłużej, wciąż jest drożej niż w ubiegłym roku. Zamiast 163,32 zł dziesięć godzin kosztuje 275 zł. Dodatkowo trzeba wydać ok. 130 zł na posiłki.

Na dane, jaki będzie wpływ do miejskiej kasy z przedszkoli za październik. trzeba poczekać do 10 listopada. Już wiadomo za to, że za wrzesień, gdy obowiązywała stawka 3,5 zł (najwyższa w Polsce!) wpłynęło o 500 tys. zł mniej.

Kraków to niejedyne miasto, w którym podwyżki spowodowały obniżenie przychodów dla gminy. Podobnie jest w Warszawie.

W budżecie krakowskiej edukacji jest dziura sięgająca ok. 25 mln zł. Spadek przychodów za przedszkola jeszcze ją pogłębia.

Jak sobie z tym poradzić? Z Anną Korfel-Jasińską, dyrektor wydziału edukacji, nie udało nam się wczoraj na ten temat porozmawiać.

Olga Szpunar