2012-04-03
Nie będzie wyższych kar za przejazd komunikacją miejską na gapę. Przynajmniej na razie. Radni nie chcą się zgodzić na przerzucenie na pasażera odpowiedzialności za niewyraźnie skasowany bilet.
Pomysł miejskich urzędników od początku budził sporo kontrowersji. Przypomnijmy. Miasto chciało, by za brak biletu pasażer zapłacił 240 zł (dziś kara wynosi 150 zł), a za bezprawny przejazd na bilecie ulgowym - 150 zł (obecnie 100 zł). Do tych pomysłów radni nie mają zastrzeżeń. Wątpliwości dotyczą zapisu mówiącego, że pasażer nie będzie musiał już zgłaszać kierowcy lub motorniczemu awarii kasownika. Miejscy urzędnicy zamieścili go w poprawce do uchwały, bo - jak twierdzą - nie mogą nakładać na pasażera dodatkowych obowiązków poza skasowaniem biletów.
Dotąd pasażer może poinformować prowadzącego pojazd o niedziałającym kasowniku. W przypadku kontroli biletów kierowca lub motorniczy potwierdzi wówczas, że nie dało się skasować biletu. Zdaniem radnych, gdyby projekt miejskiej poprawki został przyjęty, pasażerowie staliby się faktycznie odpowiedzialni za działanie kasownika. Przedstawiciele MPK nie kryli niedawno, że jeśli nie da się odczytać wybitych na bilecie oznaczeń, należy liczyć się z karą. Urzędnicy przekonywali natomiast, że wszystkie pojazdy komunikacji miejskiej, które wyjeżdżają w trasę, mają sprawne kasowniki.
Radnym nie wystarczają jednak te zapewnienia. - Ile razy zdarza się tak, że w autobusie panuje tłok i nie udaje się wyraźnie skasować biletu? Jeśli w takim razie skasuję go ponownie, to kontroler ma pełne prawo uznać, że bilet skasowany dwukrotnie jest nieważny - uważa Grzegorz Stawowy, przewodniczący klubu PO w radzie miasta.
Miasto złożyło już radnym projekt uchwały. Wszystko wskazuje jednak, że zostanie on odrzucony podczas jutrzejszej sesji rady miasta.
Mateusz Żurawik